Strona:PL Waleria Marrené-O rolę 25.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   21   —

oczyma na drogę, którą wraz z innymi Jasiek postępował.
— O Jezu miłosierny! oj już go więcéj nie zobaczę! A kto mnie poratuje w starości, kto tego chleba poda, kto da radę jaką! — zawodziła Kozikowa, postępując za nim.
— Niechajcie, matko! — mówił sołtys, usiłując zatrzymać ją w domu, — dyć Jasiek nie na zatracenie idzie, zobaczycie go jeszcze.
— Oj, nie zobaczę, nie zobaczę! — powtarzała rozżalona kobieta, — pójdzie na kraj świata od matki rodzonéj a mnie sierocie przyjdzie zamierać tutaj... Oj sierota ja, biedna sierota!
Powód żalu Kozikowéj był słuszny, nikt jéj się nie dziwił, kobiety wychodziły z chat swoich i użalały się nad nią, gdy szła za Jaśkiem, zawodząc. Kozik ponury, z brwią ściągniętą, z zaciśniętemi pięściami, szedł za nią, mrucząc coś przez zęby. Losownicy i ich rodziny kierowali się ku gminie, a droga szła tuż koło chaty Sochali. Na progu jej stała Małgośka. Czekała na Jaśka, jak mu to wczoraj obiecała, czekała nie bacząc na ojca, który w podwórku szykował pług i coś ciosał zawzięcie, — choć wiedziała, że mógł ją zobaczyć. Wczoraj jeszcze lękała go się jak ognia, dziś zaś stała się w niéj przemiana dziwna: wobec wielkiéj żałości, jaką przejmowało ją oddalenie się Jaśka, wstąpiła w nią jakaś rozpaczliwa odwaga.
Cały orszak przechodził właśnie koło niéj, Jasiek zatrzymał się. Nie mógł przejść, nie pozdrowiwszy jéj choćby słówkiem jednem.