Strona:PL Waleria Marrené-O rolę 28.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   24   —

powiekami leżała jak martwa w objęciu Jaśka. Na jego ręce i sukmanę biegła wstęga krwi, broczyła zeschłe liście, zaścielające drogę, czerwonemi koralami spływała się z perełkami rosy i tworzyła szeroką kałużę.
— Ratujcie! kto w Boga wierzy, ratujcie! — wołała Sochalina.
— Oj, nic jéj nie pomoże! — lamentowały kobiety, — już po niéj, już po niéj!! Połóż ją na ziemi Jaśku, niech skona nieboże spokojnie — rozkazywała Bylina.
— Wyprowadźcie matkę! — Nie, wyprowadźcie, ojca!
Ale, gdy miano odciągnąć od Małgośki Sochalę, rzecz okazała się trudną; trząsł się cały, zimny pot kroplami spadał mu z czoła, ale z miejsca ruszyć się nie dał.
Tymczasem Kozikowa okazała się przytomniejszą od innych: zmaczała płachtę w sadzawce i przyłożyła ją do rozciętego czoła dziewczyny, potem rozdarła szmatę i ostrożnie ranę obwiązała mokrą chustą.
Jasiek patrzał na Małgośkę, jakby to z jego serca płynęła ta krew, którą miał na sobie.
— Żyje! — zawołała matka.
— Żyje! — powtórzył Jasiek, — żyje! O Małgoś! Małgoś!
I wybuchnął płaczem wielkim, jak dziecko.
Żyje! to słowo dobiegło Sochaliny i rozeszło się pomiędzy tłumem, który teraz składał się ze wszystkich mieszkańców Błotnéj Woli, bez wyjątku.