Strona:PL Waleria Marrené-O rolę 29.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   25   —

W samej rzeczy Małgośka otworzyła oczy, powiodła zdziwionym wzrokiem wokoło, a widząc się w ramionach Jaśka wobec wsi całéj, usiłowała się podnieść. Ale to było nad jéj siły: głowa jéj z jękiem opadła, powieki zamknęły się znowu.
Litośny szmer rozległ się wokoło.
Tak jednak zostawić jéj nie było można. Przy osłupiałym ojcu, rozpaczającéj matce i wrzeszczącéj w niebogłosy Olce, nikt znowu nie wiedział, co miał począć. Sołtys, zmięszany nagłym wypadkiem, stracił głowę, a przytem nie miał on takiéj powagi, żeby go posłuchano tam, gdzie nie chodzi o rzeczy urzędowe.
Gdy tak wszyscy stali około rannéj, dał się słyszeć drżący głos starego Nogi, który wsparty na kiju był świadkiem tego, co się stało:
— Czegoż tu czekacie? — mówił.
— A no! — odpowiedziały mu tu i owdzie niepewne głosy.
— Jaśku! — mówił daléj Noga, — trza ją zanieść do chaty, a wy Kozikowa podtrzymajcie jéj głowę!
Posłuchano go, Jasiek podniósł się z ziemi i z pomocą matki niósł Małgośkę powoli, ostrożnie, jak świętość. Pierwszy raz od czasu zatargu ojca z Sochalą przestąpił próg jego chaty, i sam nie wiedział, kiedy to się zrobiło. Bo przecież teraz nie mógł myśleć o czem innem, jeno o téj niebodze, co skrwawiona i blada, jak płótno, którym przewiązano jéj głowę, leżała na jego ramionach.