Strona:PL Waleria Marrené-O rolę 31.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   27   —

dobrze. Ale w téj ostatecznéj chwili przychodziła mu ochota rzucić się do kolan rodzicom i błagać, by o niéj myśleli, a nawet onby się był rzucił do nóg Sochali, byle córki swéj nie krzywdził. Zawziętość wszystka stopiła się u niego w wielkiéj żałości.
Ale gdy odchodził, Małgośka jęknęła tak boleśnie, jakby jéj kto serce wyrywał. A wtedy też Sochala zerwał się z miéjsca i rzucił się ku łóżku. Stary Noga zasłonił sobą dziewczynę, bo nikt nie wiedział, co ojciec miał w myśli. On przecież przypadł do łóżka, ryknął głosem wielkim: „Małgoś moja, co ja zrobiłem”! I ukrył twarz w poduszkach, na których spoczywała.
Ten twardy, ponury człowiek był teraz zwyciężony, garnął się do córki, jakby szukając jéj przebaczenia. Ale nie wypowiadał tego słowami, a to dlatego, że nie umiał miękko przemawiać.
W téj chwili Jasiek już był na progu. Dziewczyna ścigała go wzrokiem, nie zważała na ojca.
— Jaśku, Jaśku! — zawołała tylko, wyciągając ramiona, jak gdyby zatrzymać go chciała.
On iść musiał, wiedzieli o tem wszyscy. Ona tylko wiedzieć nie chciała i wybuchnęła płaczem, tak że krew znów sączyć się zaczęła przez obwiązującą ją chustę.
— Małgoś! bój się Boga, Małgoś — przemawiały do niéj kobiety, ale nadaremnie: żal rozdzierał serce dziewczyny, ona kryć się z nim nie chciała i nie mogła.
Słychać było na drodze kroki oddalających się, a w izbie zapanowało zamieszanie wielkie.