Strona:PL Waleria Marrené-O rolę 34.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   30   —

— Co? ja? zawołał... Cała moja chudoba na to nie starczy.
— Nie gadajcie Jakóbie, — odparł starzec, — nie tak to wiele potrzeba, a przytem wiedzą sąsiedzi, jak kto siedzi.
— Jak mi Bóg miły....
Ale tutaj starzec położył mu rękę na ramieniu i dokończyć nie dał.
— Dajcie pokój przysięgom, — rzekł z powagą.
— Dyć nie mam, nie mam! — próbował tłómaczyć się Sochala, — zkądby u mnie się wzięło?
— Zkąd! — powtórzył patrząc mu prosto w oczy, — a ot choćby z tego gruntu, coście od Kozików wyprawowali.
— Ja! ja! — zawołał gniéwnie Sochala, — to mój grunt. Wiadomoć, że mi go przyznali.
Noga nie uląkł się tego gniewu.
— Już to przyznali, bo przyznali, i grunt se obsiewacie już drugi rok; ale po sprawiedliwości Jakóbie, po sprawiedliwości, to on rzetelnie Kozikowy...
Sochala patrzał w ziemię ponuro. Bolał go ten sąd Nogi, bo dobrze wiedział, że to był sąd wsi całéj, a Noga mówił daléj.
— Co się Kozikom należy, niech idzie do Kozików: rola tymczasem przy was zostanie, a grosz coście z niéj zebrali to będzie na wykup Jaśka. A potem, jak się młodzi pobiorą, oddacie im ten grunt i tem krzywdę naprawicie...
Mówił stanowczo, jakby wszystko obmyślił z góry i pewien był przyzwolenia.