zważałam na to, serce biło mi gwałtownie, wszystkie pulsa drgały, zdawało mi się, że umrę, jeżeli mamy nie zobaczę więcej. Tymczasem panna Bronisława stała we drzwiach, i nie myślała wcale ustąpić mi miejsca, przeciwnie, patrzała na mnie spokojnie i poważnie, chociaż łagodnie.
— Ja chcę mamy, zawołałam, usiłując przecisnąć się koło niej — proszę, puść mnie pani.
Pożegnanie z mamą trwało już bardzo długo, parę razy mama wychodziła, a ja zawsze swoim płaczem, zmusiłam ją do powrotu.
Mama twoja musi odjechać, Ksawerko, odparła panna Bronisława, wiesz przecie, że kolej nie czeka.
W tej chwili bardzo mało obchodziła mnie kolej; przeciwnie, przyszło mi na myśl, że jeśli mama na ten pociąg się spóźni, to zabawi parę godzin, a może i cały dzień dłużej, więc zamiast się uspokoić, wołałam głośniej, z całą rozpaczą, jaką czułam w tej chwili.
— Ja chcę mamy, ja chcę mamy!
I zgorączkowana, z całych sił odpychałam pannę Bronisławę, żeby się raz z tego pokoju wydostać, bo za nim był przedpokój, a mama mogła tymczasem wyjść na schody, może na ulicę i już nie mogłabym jej zatrzymać.
Panna Bronisława wzięła mnie za rękę.
— Ksawerko, jesteś już duża dziewczyna, masz ośm lat, powinnaś być rozsądną.
Strona:PL Waleria Marrené-Pensjonarki 012.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.