Strona:PL Waleria Marrené-Pensjonarki 038.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

mu. Zapytana, odpowiedziałam trafnie i wracając na swoje miejsce, rzuciłam na Kocię siedzącą za mną, tryumfujące spojrzenie.
— Hm! szepnęła pogardliwie, dobrze mała, wcale dobrze.
Te słowa zepsuły całe moje szczęście, miałam ochotę bić Kocię albo płakać, nadewszystko zaś miałam ochotę nie widzieć więcej tej szkaradnej dziewczyny. Ale napróżno! nie tylko obróciwszy głowę, spotykałam zaraz zadarty nosek i czarne oczy Koci; oczy te urągliwe i błyszczące stały ciągle przedemną i prześladowały znów wyraźnie.
Bo też i Kocia nie zaprzestała roli prześladowcy.
Po tym pierwszym dniu, przebytym na pensyi, nastąpiło wiele bardzo dni podobnych. Przyzwyczaiłam się powoli do regularności i pensyjonarskiego życia, do nauki wśród gwaru, do szybkiego pisania i do tego, że nikt na mnie osobliwie nie zważał — tylko do Koci przyzwyczaić się nie mogłam. Wiedziałam z góry, że, ile razy zapłaczę, ona śmiać się będzie, że, ile razy będę miała radość, ona mi ją zepsuje, że zawsze i wszędzie ona dokuczy mi przy każdej sposobności. A taka była sprytna i złośliwa, że nigdy nie zabrakło jej odpowiedzi i z każdego czynu najnaturalniej w świecie wytłumaczyć się umiała, nie zapierając się nigdy tego, co zro-