Strona:PL Waleria Marrené-Pensjonarki 040.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

szek, oddał ją na pensyję. Ale nikt do niej nie przyjeżdżał ze wsi, nikt jej nie odwiedzał w Warszawie, na wakacyje czasem brano ją do wujaszka, ale już wszystkie święta spędzała na pensyi, a do domu wujaszka nie miała bardzo po co spieszyć, nie czekało tam na nią żadne bijące serce. Może dla tego panna Bronisława mówiła do nas nieraz:
— Kocia nie jest tak zła, jak się wydaje, pamiętajcie, że jej nikt nie kocha.
Minęła jesień. Dostałyśmy cenzury i cenzura dowiodła, że chociaż płakałam często, nie byłam wcale niedołęgą; bo na cenzurze były same czwórki i piątki, a nawet dwie z krzyżykami. Uszczęśliwiona, posłałam ją mamie, ażeby się przekonała, że jestem rozsądną dziewczynką, że potrafię pracować pomimo tęsknoty. Bo już co tęskniłam, to tęskniłam straszliwie. W dzień powszedni jeszcze było jako tako, ale jak przyszła niedziela, to już najmilej mi było usiąść w jakim kąciku, gdzieby mnie nikt nie zobaczył, szczególniej niegodziwa Kocia, gdziebym mogła myśleć o mamie i płakać za nią.
Panna Bronisława odbierała często list od mamy i do mnie zawsze było choć słów parę od rodziców, ale cóż, kiedy w tych listach nie było wcale mowy o powrocie. Panna Bronisława pocieszała mnie, mówiła, że ojciec jest zdrowszy, żem powinna się radować.