Strona:PL Waleria Marrené-Pensjonarki 043.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

pensjonarki; przebiegłam je raz i drugi wołając Kociu! Kociu. Nikt mi nie odpowiedział, aż wreszcie zdawało mi się w ostatnim najmniejszym, że słyszałam stłumiony oddech.
— Kociu! Kociu! — zawołałam znowu.
Była cisza, ale oddech słyszałam coraz wyraźniej, stłumiony i gwałtowny; pobiegłam do najciemniejszego kącika i namacałam pomiędzy dwoma łóżkami postać, siedzącą na ziemi z głową okrytą kędzierzawemi włosami.
— Czy to ty Kociu? spytałam.
Kocia, bo ona to była; odepchnęła mnie gwałtownie.
— Czego chcesz odemnie? zawołała.
— Szukam cię, co tutaj robisz?
— Nic, odparła głucho.
Widziałam dobrze, że nic nie robiła, pytanie więc i odpowiedź były zbyteczne.
W tej chwili zapomniałam o wszystkich dokuczaniach Koci i tylko żal mi jej było. Przeczuwałam, że cierpiała, że dla tego skryła się tutaj i chciałam ją uściskać. Nachyliłam się nad nią tak, że ustami dotknęłam jej policzków. Policzki te były mokre, jakby po nich gęste łzy spływały.
Ale ona znowu mnie odepchnęła i zawołała z gniewem.
— Daj mi pokój.