Strona:PL Waleria Marrené-Pensjonarki 044.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Kociu!
— Daj mi pokój. Cóż to za nieznośna dziewczyna ta Ksawerka, jak niema kogo całować, to już do mnie się bierze.
Nie dla tego, zawołałam urażona, oh! nie Kociu, tylko ja widzę, że jesteś smutna.
Ja?
Próbowała rozśmiać się swoim zwyczajem, ale śmiech jej brzmiał fałszywo — przymuszenie, rwał się na ustach.
— Daj pokój, przerwałam, ty płakałaś.
Była cisza przez chwilę, słyszałam tylko jej oddech stłumiony, tak podobny w tej chwili do łkania, że byłabym przysięgła, iż milczała jedynie dla tego, że mówić nie była w stanie.
— A gdybym płakała, zawołała wreszcie szorstko to i cóż stąd! co tobie do tego. Niema nikogo na świecie, kogoby to obchodziło.
I nie krępując się dłużej, wybuchnęła gwałtownie dzikiem prawie łkaniem.
Patrzałam na nią przerażona, smutna. Pragnęłam ją pocieszyć, a nie wiedziałam, jak się wziąć do tego. Czułam, że powodem tego żalu musiała być ta kolenda, jaką odebrałam i zawołałam.
— Kociu! Kociu! jeśli ci chodzi o podarunki, jakie odebrałam, ja chętnie bardzo po-