Strona:PL Waleria Marrené-Pensjonarki 075.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

w którym dziecko pierwszy raz ujrzało śmierć i zrozumiało swoje sieroctwo, rysował się w jej myśli z przerażającą jasnością. Widziała go przed sobą w cieniach nocy, widziała, gdy zamknęła powieki.
Mania mówiła przełożonej, iż w domu chwalono jej rozum, a choć babcia i ciocie patrzały na nią zakochanemi oczyma, pod tym względem miały słuszność. Mania rzeczywiście miała rozum i serce, ale jedno i drugie przysłonione było mnóstwem kaprysów, które psuły jej charakter i rozpleniając się coraz bujniej, głuszyły i rozum i serce.
Otóż dziewczynka zastanowiła się nad tem, że położeniem zbliżoną była do Zosi. Zosia straciła ojca, ona — matkę, choć nie pamiętała jej śmierci, wiedziała dobrze, jaką próżnię zostawiła ta śmierć w rodzinie.
Mówiono nieraz, że ojciec jej młody jeszcze, od tego czasu posiwiał, a babcia pochyliła się ku ziemi. Przed portretem zmarłej codzień stawiano świeże kwiaty, bo ona je za życia lubiła; grób jej wyglądał zawsze, jak kwitnący ogród. Ojciec chodził tam codzień, a ją prowadzono, ile razy tylko pogoda na to pozwalała. Powtarzano jej ciągle, że matka była dobrą jak anioł, ona zaś była do niej zupełnie z twarzy podobną, i powinna ją naśladować we wszystkiem.
Słowa te zawsze puszczała mimo uszu, te-