Strona:PL Waleria Marrené-Smutna swadźba 12.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

skiego Franka, i zaczepiały go wszędzie, choć nie był bardzo do podobania.
Ale on na to nie baczył; co mu było w głowie, to trudno było przejrzéć, bo jakiś był nieruchawy, i nieraźny, trochę utykał na nogę, — stąd dziewki, wabiąc go jawnie, śmiały się z niego pocichu.
Zresztą chłopak był niczego, a spokojny, a cichy, że nikomu, jak to mówią, wody nie zamącił. Znać było jednak, że mu Salka wpadła w oko, bo kiedy się z nią spotkał, w dzień powszedni przy jakiéj robocie, albo téż w święto w kościele, to patrzał się na nią, jak w obrazek cudowny.
Roch Lenart z młynarzem byli sobie kumami, a choć mógł Bonek dla swego jedynaka szukać Bóg wié jakiéj żony i byłby dostał, któréjby tylko zapragnął, on jednak miał w myśli dla niego Salkę i ponoś już z Lenartem ułożyli pomiędzy sobą tę sprawę. Można więc było każdéj niedzieli oczekiwać w chacie Lenartów Bonkowych swatów.
Naturalnie było o tem w chacie gadanie, — bratowa prześladowała Salkę, że się zamyślała.
— Oj! — mówiła — zgadnę ci ja, co ci po głowie chodzi.
— A to zgadnijcie! — roześmiała się dziewczyna.
Śmiech jéj jednak nie był bardzo szczery, bo