Strona:PL Waleria Marrené-Smutna swadźba 14.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wiono, bo w uszach mu zaszumiało, a potem zerwał się, postawił miskę pełną jadła, tak, że o mało się nie rozbiła i odszedł prędkim krokiem.
Gdzie jednak chciał iść, nie miał o tem pojęcia.
— Co jemu się stało, — spytał Wicek, i pobiegł za nim.
— Cóż to, Tomku? — zawołał.
Tomek już miał czas się uspokoić.
— Ej nic! — odparł spokojnie, chociaż głos mu drżał trochę, — zdało mi się, że się sada krowa odwiązała w oborze.
Poszli obadwaj do obory: sada krowa stała na swojém miejscu i wszystko bydło było spokojne.
— Zdało wam się, Tomku, — rzekł Wicek.
— Zdało mi się, — powtórzył parobczak.
Nie powrócił jednak na wieczerzę, tylko poszedł, gdzie go oczy poniosły.
Salce téż do żartów nie było. Zachmurzyła się i nie odpowiadała więcej bratowéj, która jednak, zwyczajem kobiecym, nie mogła utrzymać języka, i nieustannie mówiła o młynarskim Franku; aż wreszcie odezwał się stary Lenart.
— Dałabyś pokój, Wickowa! nie trza ryb łowić przed niewodem; jak Bonkowie przyszlą swatów, to będzie o czem gadać, a teraz jeszcze niéma co.
Salka miała wielką ochotę rozpłakać się, przy-