Strona:PL Waleria Marrené-Smutna swadźba 21.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

częta, dzieci nazywają po cichu kuternogą; wiem, ze mam nieszczególną urodę, to i nie chcę się na śmiechy narażać, a jak ludzie na mnie patrzą, to jakbym szedł przez rózgi.
— Kto wam to powiedział, Franku?
— Nie powiedział mi nikt, a ja przecie czuję po spojrzeniach ludzkich, żem niezdara i brzydki; jakże mi nie ma być smutno.
Mimowolnie spojrzała na niego.
— Tak znowu bardzo brzydcy nie jesteście, — szepnęła.
— Oj, żebym ci się ja brzydki nie wydawał, nie byłabyś swatów odprawiła z niczem.
— Ej, to nie dlatego, — zawołała.
Nabierała z nim śmiałości, w miarę jak mówiła; te słowa wyrwały jej się prawie gwałtem, chciała pocieszyć go po swojemu.
Ale on nie zdawał się pocieszony wcale; przeciwnie, milczał przez chwilę, a potem znowu spytał ją łagodnie:
— To i dla czegożeś mnie nie chciała?
Tego znowu powiedzieć mu nie mogła.
A on ciągnął daléj:
— Gdyby mnie twoje oczy brzydkim nie widziały, ja byłbym innym zupełnie, Salko; tybyś była jak słońce dla mnie, nauczyłabyś mnie śmiać się i żartować i być szczęśliwym, jak inni. Ale ty tego nie chcesz.