Strona:PL Waleria Marrené-Smutna swadźba 30.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

jeżdżając, jakeś orał pod żyto; toć-to skiby nierówne i calizny wszędzie: cóż to z takiéj roboty? chyba Boga w sercu nie masz, albo chcesz mojéj krzywdy; toć tam chleba nie będzie.
— A toć mówiłem wam, — odparł Tomek — że ziemia spieczona kieby skała, nijak się jéj pług jąć nie chce, jeno się zmyka po wierzchu, — kazaliście orać. Cóż ja temu krzywy?
— A dla czego Pietrek od sąsiada równiusieńkie skiby jedne przy drugiéj położył? — wybuchnął znowu stary.
Wiedział on dobrze, że rola sąsiada zawierała źródliska, i nigdy tak nie wysychała jak jego. Tylko teraz tak się rozjadł na Tomka, że nie chciał o tem pamiętać.
Chłopiec zrozumiał to widać, bo poczerwieniał na twarzy i porwał się z miejsca; a że był dumny, nie mógł znieść niesłusznéj wymówki.
— Ha! — wyrzekł — jeśli wam lepszy Pietrek, weźcie Pietrka; zobaczymy, co on zrobi na waszéj roli. Już ja to widzę, żem się wam sprzykrzył; za długo chleb wasz jadłem; choć, Bóg widzi, nie jadłem go darmo, pilnowałem waszego kieby oka w głowie. Ale kiedym wam niedogodny, powiedźcie otwarcie; nie zginę przez to, pójdę do ludzi choćby dziś.
Wymówił może więcéj niż chciał, ale słowa niebacznego cofnąć nie sposób. Taka to już by-