Strona:PL Waleria Marrené-Smutna swadźba 33.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

pod nogi, nie obejrzał się jednak. Pchnął drzwi z całej mocy, jakby mu brakło powietrza, i odetchnął dopiero daleko, straciwszy z oczu ludzi, którym święcił z tak dobrą wolą pracę i serce swoje, a którzy pokrzywdzili go tak srogo,
Nazajutrz już go we wsi nie było.
Niebawem Salka powróciła od ciotki ale daremnie, powróciwszy, obiegała wszystkie kąty chaty i podwórka, a pod pozorem zobaczenia, jak okopano kartofle, poszła w pole czem prędzéj.
Ujrzała z daleka czarne woły, cierpliwie orzące, tylko kto inny prowadził pług i innym poganiał je głosem.
— Ha! — pomyślała — pewno poszedł z Wickiem do kosy.
I, jak strzała, puściła sie na łąki.
Tomka i tam nie było.
Zadumana, już wolnym krokiem powracała ku domowi, rozważając, jakaby zabawa lub potrzeba mogła go zaprzątnąć w czas roboczy. Serce jéj biło szybko; miała ochotę usiąść na kamieniu przy drodze i rozpłakać się gorzkiemi łzami, jak małe dziecko. Przecież nie przeczuwała bynajmniéj tego, co się stało.
Dopiero bratowa powiedziała jéj wszystko.
Salka słuchała, nie mówiąc ani słowa, tylko, przez czas tego opowiadania, gasły powoli jasne, wesołe płomienie jéj oczu. Nie pytała, gdzie