Strona:PL Waleria Marrené-Walka 011.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dne uczucie, i żadne też wśród klęski nie ocalało na pociechę lub dźwignię złamanego bytu. Oczy jego miały wyraz osłupienia, a jednak migotały w nich łzy, te łzy płynęły z wolna po bladej rozstrojonej twarzy, której krwią nabiegłe żyły i drgające muskuły, nadawały jakieś odrażające piętno. Blask światła raził snadź źrenice jego błąkające się dotąd w ciemności, bo przymknął je na chwilę, usiłując widocznie przywołać do porządku nieposłuszne zmysły. Gdy otworzył je znowu, spojrzał w koło przytomniejszym wzrokiem, i zobaczył kilka listów nierozpieczętowanych leżących na stole.
Listy to dowody współczucia i miłości ludzkiej; on rzucił się do nich, jak gdyby zawierały dla niego ocalenie; w tym jednym ruchu znać było, że nie zerwał stanowczo z życiem i nadziejami życia; obejrzał je po kolei badając co mu przynoszą. Jeden z nich miał pocztową pieczątkę, ten odłożył na bok drżącą ręką, widocznie wiedział co zawiera i nie miał odwagi go czytać. Otworzył drugi, chciwie przebiegał oczyma kilka linij które zawierał:

„Kochany Edziu!

„Zgrałeś się na słowo, i potrzebujesz pieniędzy, dokuczają ci wierzyciele; niestety! są to zwyczajne przeciwności. Poratowałbym cię chętnie, ale na teraz jestem w zupełnej niemożności wyświadczenia ci tej koleżeńskiej usługi. Lecz za to czekam cię jutro z obiadem u Bocquerela: będzie tam kilku naszych znajomych.“
Ten wesoły bilecik podpisany splątaną cyfrą, zawierający zwykłą w podobnych razach wymówkę, przychodził nie w porę, niosąc temu co go odebrał, w chwili walki i upadku, tylko próżny odgłos świata. On też zmiął go w ręku z rodzajem wściekłości; widocznie spodziewał się w nim znaleźć coś więcej niż żartobliwe współubolewanie i zaproszenie na obiad. Potem sięgnął po list trzeci. Pismo było mu prawie nieznane i czytał: