Strona:PL Waleria Marrené-Walka 020.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

kościołek, górując złotym krzyżem po nad drzew wierzchołki, i nizki biały dwór pański; ale ten ostatni tak był skryty wśród starych drzew ogrodu, taka massa jodeł, brzóz, olch i kalin obrastała go w koło, że z drogi nie można było dostrzedz ani blasku światła łamiącego się w szybach, ani ścian bielejących, i tylko czasem wstęgi dymu ulatujące z kominów świadczyły, że w pośród tych nieprzebytych gajów skryta była siedziba ludzka. Może budując go, jakaś przemyślna ręka otoczyła zarazem murem zieleni, by żadne zawistne ani ciekawe oko nie zajrzało do tego małego świata, który zawierał zapewne sercowe świętości jego. Bo dom ten był równie stary jak drzewa, tylko w miarę jak oni podnosili w górę czoło, on pochylał się i zapadał w ziemię, aż dach jego i nizkie ściany zupełnie zginęły wśród otaczającego gaju, a w zimie nawet kryły się po za rozrosłemi pniami i konarami krzyżującemi się w koło.
Dzień był smutny i wietrzny, jeden z tych dni listopadowych, w których się wzdycha zarówno do ożywczych promieni słońca, jak nawet i do białego kobierca śniegu. Czarne poszarpane chmury wisiały na niebie, sypiąc raz po raz krupami gradu, które dotykając ziemi mieniły się w brudne błoto; po nad drzewami ogrodu unosiły się stada wron i kawek, napełniające powietrze złowrogim krzykiem. We dworze jednak ciepło było i zaciszno, wesoły ogień palił się na kominku, a przy nim wśród gromadki drobnych dzieci siedziała młoda kobieta, nucąc cichą piosnkę usypiającemu w kołysce niemowlęciu. Najstarszy chłopczyk, mogący mieć lat sześć zaledwie, ustawiał w szeregu ołowianych żołnierzy; dwie mniejsze złotowłose dziewczynki, bliźniaczki zapewne, bawiły się lalkami, co chwila czepiając się kolan matki, która wyglądała wśród nich niby starsza siostra, niby dziecię dorosłe, tak zbratana była z niemi pięknością i wyrazem. Był to jeden z tych wiotkich, słabych, łagodnych kobiecych typów, jakie wyrobiły długoletnie obyczaje biernego życia, bezwłasnowolności