Strona:PL Waleria Marrené-Walka 022.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ra są złym zadatkiem życia. Kobiety podobne zadawalają się zwykle każdym pozorem, każdym cackiem rzuconem rzuconem umiejętną ręką; zapewne więc wierzyła, iż jest kochaną, a myśl zdrady nie zamąciła nigdy jej jasnej duszy, bo na czole jej i twarzy był prawdziwie wyraz tęsknoty i troski, ale nie znać było żadnego z owych palących niepokojów, co ślad swój ryją niestartemi bruzdy na młodych czołach i jasne włosy przyprószają siwizną.
Dziecię usnęło w kołysce, kobieta powstała z wolna i skierowała się do okna, usiłując przedrzeć wzrokiem zasłonę drzew; widocznie oczekiwała kogoś, bo za każdym szelestem kładła palec na ustach, nakazując dzieciom milczenie, i słuchała pilnie. Ale nadaremnie, żaden upragniony turkot słyszeć się nie dał; tylko wiatr obrywał bez miłosierdzia ostatnie zeschłe liście, kręcił niemi w powietrzu i rzucał jak zepsutą zabawkę obok innych, co już gęstym kobiercem zaścielały ziemię. Kobieta spoglądała smutnie na ponury krajobraz, na który zachodzące słońce, przedarłszy zasłonę chmur, rzucało skośnie czerwone promienie, niby krwawą łunę dalekiego pożaru, powiększając jeszcze grozę jego. Wtem niespospodzianie szybkie kroki dały się słyszeć w przyległym pokoju, drzwi otworzyły się z trzaskiem i ukazała się w nich prześliczna dziewczyna.
Pomimo zimna i gradu przyjechała snadź konno, bo długie fałdy jej czarnej sukiennej amazonki, zbryzganej błotem, wlokły się za nią, podnosiła je lekko jedną ręką, obciśniętą zmokłą jelonkową rękawiczką i odsłaniała tym sposobem małe podkute węgierskie buciki, pióra kapelusza rozkręcone od wilgoci spadały jej na ramiona, razem ze zwojami bogatych kasztanowatych włosów, a pełno nieposłusznych pukli przylepiało się do twarzy i czoła, tworząc jakoby na niem wieniec ciemno-złoty. Pomimo tego nieładu w ubiorze, była cudnie piękną, lica jej za sprawą biegu i wiatru świeciły rumieńcem, a czarne oczy promieniały owym niezmąconym wyrazem radości, swobody i nie-