Strona:PL Waleria Marrené-Walka 037.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

o tem, że mąż zabił się przygnębiony ostatecznie grożącą ruiną, nie wiedziała, że ona i dzieci może wkrótce nie będą miały dachu nad głową, ani chleba kawałka, że tę cichą wioskę, gdzie upłynęło jej życie całe, do której przywiązane były pierwsze wspomnienia dzieciństwa i najdroższe pamiątki dni szczęśliwych, subhastowali wierzyciele. Teraz położenie jego było trudne; w domu opustoszonym nagle śmiercią i chorobą na nim ciężyła moralna odpowiedzialność za to co się stać mogło. Nie wiem, czy jadąc tutaj, obrachował on to wszystko; teraz jednak nie uchylił się przed następstwami swego nierozważnego kroku, nie pożałował ani na chwilę, że podjął się tego bolesnego poselstwa. Te wszystkie bezradne istoty, których on siłą wypadku został jedynym opiekunem, przepełniały mu serce boleścią, i tem nieokreślonem uczuciem, jakie budzi cierpienie słabych w szlachetnych indywidualnościach. Fulgenty nie dziwił się żadnej niedoli: posiadał on tę cierpliwą odwagę, ludzi walczących wytrwale, choć bez nadziei, w obronie jakiej ukochanej idei; pod jego szeroką czaszką kipiały myśli warem młodzieńczym, on życie całe oddał na ich usługi, był to jeden z tych cichych, wytrwałych, niezmordowanych pracowników, których świat zowie marzycielami, gdyż więcej dbają o zrealizowanie myśli swoich, niż e własne korzyści, ale marzenia te, oparte na wiedzy, nie tonęły w mgłach bezużytecznych, mogły i powinny były stać się faktem, spłynąć na ludzkość dobrobytem. Fulgenty rzeczywiście był marzycielem, na świecie istniało wiele rzeczy, które kochał daleko więcej niż samego siebie, a taka miłość pożyteczną nie jest. Od dzieciństwa bystre i myślące oko jego dostrzegało tysiące potocznych faktów, które innym uchodzą, od dzieciństwa nauczył się rozróżniać bieg chmur, lot ptaków i wszystkie odgłosy przyrody, a gdy zapatrzył się w świat mikroskopijnych jestestw, jakie kryją się w kępie trawy, w mchu pokładach, gdy wlepi wzrok w niezliczone gwiazd przestworze,