Strona:PL Waleria Marrené-Walka 038.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

gotów był zapominać o zabawie, śnie i jedzeniu. Na czole jego leżało zamyślenie dziwne, widocznie dziecinna głowa pracowała, a prawa natury ukazywały mu się w całym majestacie prostoty swojej.
Nadeszły lata młodzieńcze, nauka starczyła mu za porywy serca, za uniesienia szału, za wszystkie gwałtowne i miękkie uczucia. Zatopiony w pisane księgi i w otwartą wiecznie księgę natury, której rozpierzchłe głoski nęciły go od dni najpierwszych, wiódł to surowe życie, pełne zachwytów tajemnych, rozkoszy nieporównanych, jakie zdolni są odczuć ci tylko, co z zaparciem siebie potrafią ukochać wielkie prawdy, rządzące zarówno materyalnym jak moralnym światem.
Lata mijały, on zapominał o nich i spoglądał na ludzi, ich stosunki, prace, zachody i podstępy, pogodnem okiem myśliciela. Życie nie zbogaciło go doświadczeniem żadnem, nie uzbroiło nieufnością; znał dokładnie otchłanie i góry znajdujące się na księżycu, ale nie raczył domyślać się nawet przepaści fałszów, które kryły się w sercach bliźnich; wiedział z jakich pierwiastków jakie składają się ciała, lecz zawiłe procesa myśli ludzkich były dla niego tajemnicą; obrachowywał ile lat potrzebuje promień każdej gwiazdy, by doszedł oczu naszych, ale nie zdołał odgadnąć znaczenia spojrzeń otaczających go jestestw. Wpatrzonemu w jasne oblicze wszechprawdy, uchodziły plamy i cienie każące inne twarze, bo do słonecznej atmosfery, w jakiej przebywał, nie miały przystępu żadne nizkie namiętności, żadne dwuznaczne ugody pomiędzy sumieniem a życiem.
Wśród walk życia, pozostał jasny i czysty jak kryształ, zachował świeżość wrażeń i prostotę myśli, niezbałamuconą sofizmatem żadnym; zdolny był radować się cudzem szczęściem, smucić cudzą boleścię; zdolny był uwierzyć każdemu słowu, każdej obietnicy, bo duch jego nie pojmował fałszu. A jednak na czole jego była taka potę-