Strona:PL Waleria Marrené-Walka 054.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

a zwykle zostają ci wszyscy, którym za nadto los sprzyja może też z braku wyrobionej myśli; dość, że pan Heliodor byłby sam pierwszy najmocniej zdumiony i oburzony nawet, gdyby mu kto wykazał różnicę między tem co mówił a czynił, ale ponieważ nikt nie poważył się go oświecić w tym względzie, pozostał więc w błogim pokoju, jaki daje niezmącona cisza sumienia, czy ona jest oparta na jasnem, rozumnem pojęciu dobrego, czy też na jakich bądź konwencyonalnych zasadach. Spokoju tego nie naruszyła nawet tragiczna śmierć Chylińskiego. Pan Heliodor wygłosiwszy tak wysaką pogardę, dla samobójców, zupełnie skwitował się z tem wspomnieniem. Nie przeszło mu nawet przez myśl, o ile on osobiście mógł się przyłożyć do popchnięcia go w otchłań rozpaczy, o ile nędza i opuszczenie pozostałej rodziny na nim ciążyć mogły. To wszystko należało już do kategoryi sentymentów, w które jak wiemy, pan Heliodor nie wdawał się wcale; wszakże on tylko ściśle trzymał się praw swoich; a za to co się stało nie mógł być odpowiedzialnym. Z tą wygodną doktryną zgodził się tak zupełnie, że dnia tego zasnął spokojnie jak i dni innych, a żaden przykry obraz snu mu nie zamącił.
Nazajutrz około godziny dziesiątej rano, skoro pan Salicki wypił herbatę i rozciągnięty na fotelu w tureckim szlafroku, palił doskonałe cygaro, dzwi otworzyły się z lekka, i zwykłym mierzonym, przyzwoitym krokiem, wszedł do pokoju Placyd Ziemba z teką papierów w ręku. Pan Heliodor lubił być popularnym względem wszystkich, co nie nadużywali tego i umieli zachować właściwe sobie stanowisko; ale dla Ziemby był osobliwie uprzejmy, z rozmaitych powodów. Najrzód był mu on bardzo potrzebny, powtóre oddawał sprawiedliwość jego skromności, potrzecie i najważniejsze, umiał ocenić nieograniczone poświęcenie i oddanie tego człowieka, a chociaż sentymenta nie wchodziły u niego w rachunek, gotów był jednak uwierzyć że wbudzał fanatyczne przywiązanie w Placydzie Ziembie.