Strona:PL Waleria Marrené-Walka 056.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

jęcia i z pewnością oponować się sprzedaży nie potrafi, najprędzej nie wie nawet, że takowa ma nastąpić.
— To nic a nic do mnie nie należy, przerwał z niezwykłą porywczością pan Heliodor, który widocznie postanowił nie wchodzić cale w domowe sprawy przeciwników swoich.
Ziemba jednak odparł pomijając ten wzgląd zupełnie:
— Przeciwnie panie, to niezmiernie ułatwia i skraca interes.
Pan domu zmarszczył olimpijską brew, ta uwaga wyraźnie była mu nie na rękę.
— Niepotrzebnie mieszasz panie Ziemba te poboczne względy, niepotrzebnie też wczoraj opowiadałeś głośno zdarzenie, które nam obcem być powinno.
Tę jednak wyraźną naganę Placyd przyjął z takiem zdziwieniem, podniósł na pryncypała spojrzenie tak pełne jakiejś obłędnej skruchy, jak gdyby uznając z góry swoją winę, skoro zasłużył na jego niezadowolenie, w gruncie rzeczy nie mógł zdać sobie jasnej sprawy, w czem ona właściwie leżała, że aż pan Heliodor uznał za stosowne dodać z dobrocią:
— No, no, mniejsza z tem! są rzeczy, których właściwie nie jesteś obowiązany rozumieć panie Ziemba, mówiłem to nawiasem, ale rozmowa wczorajsza był niepotrzebną.
— Pytano się o świerze wiadomości, wyrzekł Placyd tak dobrodusznie, jak gdyby dotąd było dla niego zagadką, dla czego wieść o samobójstwie Chylińskiego przykrą być mogła dla pana domu?
Zapewne pan Heliodor nie uznał za stosowne dać tłómaczenia tego, bo mówił dalej zbaczając od tego drażliwego przedmiotu:
— Chodzi mi bardzo o szybkie zakończenie subhastacyi, gdyż potrzebuje pieniędzy.