Strona:PL Waleria Marrené-Walka 072.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

chciałabym, byśmy się nigdy nie rozłączały; ty wiesz, że jeśli opróżni się miejsce twoje przy tem ognisku, nie opróżni się w sercach naszych.
— Wiem o tem, zawołała z uczuciem: wy byliście, wy jesteście dla mnie więcej niż rodziną; samotnej na świecie, wy daliście poznać słodycz domowego ogniska.
— Ale w życiu takiem jak jest nasze Jadwigo, nie wolno nam zważać na to, czegoby pragnęło serce; tam będziesz miała zapewniony chleb powszedni, a tutaj...
Obejrzała się w koło ze smutną trwogą, bo czuła, że tutaj lada dzień zabraknąć mogło tego chleba.
Dziewczyna słuchała jej z pochyloną głową, ale milczała, ten odjazd zdawał jej się nad siły, ale tego wypowiedzieć nie mogła.
— A więc pojadę! zawołała ze łzami w głosie.
I cisnęła się do jej piersi, jakby tam szukała wsparcia przeciw samej sobie. Kobieta przesunęła ręką po jej ciemnych włosach, zrozumiała może walkę toczącą się w tem młodem sercu.
— Dziecko moje, wyrzekła, uczyń jak sądzisz.
Dziewczyna nie odrzekła nic, ciche łzy toczyły się zwolna po jej twarzy, słowa zamienione były serdeczne, te dwie kobiety zjednoczone były wyraźną choć niewypowiedzianą może miłością, przecież tkwiła w nich obydwóch jakaś skryta boleść, jakaś trwoga niewymówiona, która zdawała się tłoczyć im serca i jak groza tajemna ciążyć nad niemi przeczuciem nieszczęścia.
Mijały minuty, a one pozostawały we wzajemnym uścisku, jak ptaki spłoszone cisnące się do siebie; w oczach ich były łzy, a na dnie ducha jeden z tych bólów tak strasznych, że lękały się go nieledwie wyznać przed własną myślą.
Tymczasem kroki męzkie dały się słyszeć na wschodach, doleciał jakiś oddech głośny i kaszel stłumiony; obie kobiety dosłyszały go, i wiedzione jedną myślą rozplo-