Strona:PL Waleria Marrené-Walka 083.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

sknocie, jako sługi losu, dopóki nie potrafimy zapanować nad nim. Przecież ten dzień nadejdzie Jadwigo, ja postawiłem życie na kartę przyszłości, zdobędę ją lub zginę w walce, ale jako twój zginę, lub jako twój zwyciężę. Pamiętaj, że i ty moją jesteś nawzajem, ty coś nie wahała się przywiązać serca twego do nas, coś tu była radością w dniach złych, nadzieją w chwilach zwątpienia, szczęściem, siłą, wsparciem i miłością moją.
Ona słuchała go bez tchu prawie, blada niepojętem wzruszeniem, topiąc zachwycone oczy w tę postać archanioła, co zstępowała ku niej w szarym mroku zimowego wieczoru. Lucyann mówił spokojnie, poważnie, snadź słowa te nie były owocem nierozważnej chwili, ale płynęły z głębokiego postanowienia; a przecież oczy jego w nią wlepione błyszczały jak dwie gwiazdy promienne, purpurowe usta drżały nieznacznie. Nie pytał jej o odpowiedź, wyczytał ją od dawna w jej oczach, wziął w gorące dłonie jej rękę i cisnął ją coraz silniej, ona jej nie cofnęła, aż dwie dłonie ich spoiły się tak wszechwładnym uściskiem, iż czuli, że żadna ludzka siła rozerwać ich nie potrafi.
Od bardzo dawna rozumieli się oboje, nie potrzebowali próżnych słów, zapytań, obietnic, ani przysiąg, znali wzajem myśli i uczucia swoje, więc wiara ich nieograniczoną była i każde z nich prędzej zwątpiłoby o sobie samem niż o drugiem.
W tej krótkiej rozmowie, która wiązała ich życia na zawsze, nie dotknęli nawet żadnej kwestyi, około których zazwyczaj krążą podobne związki, nie rachowali się z czasem, nie naznaczyli cyfry wzajemnych wymagań, brali życie jak dzieci lub jak mędrcy, odrzucając z góry wszystko co czcze i jałowe, wszystkie utarte zasady i zwyczaje, wszystko co świeci, błyszczy, oślepia i w tej stanowczej chwili w obojgu był spokój dziwny, spokój jaki nadać tylko może, wpatrzenie się w odwieczne prawdy, zapisane niestartemi zgłoskami w piersiach ludzkich, widoczne dla tych tylko, co mają