Strona:PL Waleria Marrené-Walka 096.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

co musiał dotąd jednej myśli wyniesienia poświęcić każdą rozkosz, każde uczucie, każdą chwilę życia i dążyć do celu z wytrwałością niezmordowaną.
Gdy Placyd wstrżąsnął pugilaresem nietkniętym z prawdziwym tryumfem, matka jego zeszła powoli z wschodów i skierowała się do swego mieszkania, ale krok jej stracił tę stanowczość, z jaką podtrzymywana nadzieją szła do starszego syna. Powracała zwolna pognębiona, przerażona nieledwie; w myśli jej i sercu, powstawały wątpliwości straszne: teraz rozważała po kolei wszystkie słowa Placyda, i usunięta z pod wpływu jego obecności, zaczynała rozumieć ich prawdziwe znaczenie. On odegrał przed nią raz jeszcze wielką komedyę. Zasługa to była niewielka, łatwo jest oszukać tych, co oszukanymi być pragną, jej serce było tutaj wspólnikiem syna. Przecież są przekonania do których nie dochodzi się bezkarnie. Kiedy powróciła do domu i nie mówiąc słowa, zdjęła okrycie i usiadła na zwyczajnem miejscu, spoglądając nieruchomym wzrokiem na Lucyana, który przepisywał przyniesione papiery przy lampie, korzystając z resztek ciepła wydzielanych przez przygasłe ognisko on przeraził się tego spojrzenia. Rzucił pióro, powstał szybko i zbliżył się do matki, patrzał chwilę badawczo w jej oczy zaszłe mgłą jakąś, w jej rysy ściągnięte cierpieniem, i zrozumiał zapewne, że tylko ukochana ręka mogła zadać cios tak dotkliwy, bo spytał biorąc jej ręce skostniałe:
— Gdzież byłaś matko?
Głos jego był nakazujący, on czuł się w prawie zapytać o to, z mocy miłości swojej; ale ona nie chciała odpowiedzieć, podejrzenia jej były tak ohydne, że nie chciała się niemi podzielić, więc odparła wzajem zapytaniem:
— A gdzież Jadwiga!
Te wyrazy były niezręczne, wiedziała, że o tej godzinie młoda dziewczyna dawała lekcye.