Strona:PL Waleria Marrené-Walka 109.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

czeń; przecież zawsze z pośpiechem odkładał na bok czytaną książkę i biegł otworzyć drzwi do których klamki jego mali goście dostać się nie mogli.
Była to więc dla niego praktyczna szkoła życia; przez te kilka tygodni myśli jego wzbogaciły się nowym żywiołem, serce z koła wysokich idei zeszło do rzeczywistych istot, i one w zamian opanowały go zupełnie. Był to rodzaj moralnego kryzysu, w którym on może de facto zyskiwał, ale którego teraz zdolen był pojąć i obliczyć same straty tylko.
Fulgenty z abstrakcyjnej istoty stawał się człowiekiem i coraz więcej rozumiał ludzkie sprawy. Prawda, że brał je zawsze z jakiejś idealnej strony; słuszność, która zdawała mu się matematycznym wynikiem ustroju materyalnego świata, nie przestawała być dla niego podstawą myśli i działań; mało żyjąc wśród ludzi, skłonny był innych sądzić według siebie, i przypisywać im też same co sobie szlachetne pobudki czynów; skromny nawet w przedmiotach którym się specyalnie oddawał, tem więcej też w życiu realnem, nie dowierzał własnym siłom, a w naszem społeczeństwie biada tym co nie ufają sobie! Skromność jest pewnym zadatkiem zguby, człowiek obdarzony tym najcenniejszym z przymiotów, bez którego nic prawdziwie wielkiego być nie może, jest zwyciężony z góry. Dla tego może tyle umysłowych nicości stoi na wyżynach, rozsiadając się z nieznośną dumą, duchowych parweniuszów na cudzych miejscach, strojąc się w cudze zasługi, świeci fałszywym blaskiem, tamując drogę wszystkiemu co prawdziwe, czyste i jasne.
Pan Fulgenty, stał tedy przy ogniu kominka, rozmyślając nad ogromem przyjętych obowiązków, i jak zwykle niedowierzając sobie, zwrócił się do młodej kobiety.
— I cóż będzie teraz? — zapytał z prawdziwą naiwnością.