Strona:PL Waleria Marrené-Walka 129.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

zem ruch ten znaczył wyraźnie, że ta wiadomość sprawiała jej pewną przyjemność, ale nie wpływała bynajmniej na wyrobione już zdanie o właścicielce Zacisznej.
Hrabia czuł w atmosferze coś niezwykłego.
— A pani, spytał z kolei Oktawii, nie zna pani Chylińskiej?
Ale jakkolwiek panna Salicka nie wahała się nigdy w odpowiedzi, w tej chwili wyręczyła ją matka.
— Moja córka nie zna wcale tej pani, odparła z oburzeniem, które chociaż tłumione wykwintnemi formami, niemniej przecież było wyraźne.
Leon spojrzał na Oktawię: miała ten wyraz najwyższej obojętności, jakim dobrze wychowane panny umieją pokrywać uczucia swoje; więc jako równie dobrze wychowany zaniechał niedyskretnych pytań.
Tymczasem w drugim pokoju siedziała Marya. Krok, który czyniła teraz, kosztował ją niezmiernie. W swem cichem zamkniętem życiu, niepotrzebowała nigdy stykać się z nieznajomymi, nie potrzebowała żądać cudzej łaski ani pomocy, nie nauczyła się prosić. Zdawało jej się rzeczą prostą i naturalną odkryć komuś smutne położenie, nadzieje i otrzymać to czego ona nie odmówiłaby sama nikomu.
Czyż nie poniosła od razu strat bolesnych? czy kto chciałby ją i dzieci dobijać jednym ciosem?
Nie, to było niepodobne: Marya nie wątpiła wcale o pomyślnej odpowiedzi pana Salickiego; prawda, że dotąd nie znała go wcale. A jednak, gdy go ujrzała wchodzącego, gdy ten człowiek o pięknych nieruchomych rysach przystąpił do niej sztywno i złożył zimny ukłon, uczuła jak pewność ta opuściła ją od razu.
Czuła, że znajduje się w atmosferze wstrętnej i nieprzyjaznej, ale nie umiała sobie zdać sprawy, dla czego? Onieśmielona coraz bardziej swojem położeniem, zrozumiała, że co z daleka zdawało jej się łatwem, przeciwnie okazywało