Strona:PL Waleria Marrené-Walka 130.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

się niezmiernie trudnem. Wobec majestatycznego pana Heliodora, spoglądała na niego ogarnięta nieokreśloną trwogą.
Pan Salicki jednak nie uczuł się rozbrojonym wcale łagodną i smutną powierzchownością młodej kobiety, której żałobne ubranie podnosiło wdzięk twarzy napiętnowanej wyrazem dziecięcej niewinności. Nie cierpiał jej dla wielu przyczyn.
Najprzód, przyjeżdżając tutaj, miała widocznie zamiar odwołać się do jego szlachetności i sumienia, a tem samem mieszała sentymenta z interesami, rzecz, której nadewszystko nie lubił. Opieka Fulgentego rzuciła straszny cień na jej dobrą sławę, a słusznie czy niesłusznie obmówionych kobiet pan Heliodor nienawidził z zasady; według niego sławna maksyma Cezara rozciągała się do całej płci żeńskiej bez wyjątku: żadna nie powinna była ulegać posądzeniu, a jeśli tak się stało, nieszczęście to było już bez ratunku. Pozostawało tak dotkniętej istocie tylko pokornie pochylić głowę przed zapadłym sądem opinii, chociażby wyrok ten nawet był najniesprawiedliwszy, i ukryć wstyd swój zdala od świata. Takie było zdanie pana Heliodora, wprowadzane przez niego w praktykę przeciw wszystkim tym, których drasnęły bodaj najlżejsze pociski oszczerstwa.
W tym względzie czynił on tylko wyjątek dla takich kobiet, do których grzechów lub lekkomyślności on sam się przyczynił; te naturalnie stanowiły wyjątek w społeczeństwie, a działo się to następującym sposobem.
Pan Heliodor w głębi ducha przyznawał sobie sam nieomylność, więc nic dziwnego, że skoro on był nieomylny, ofiary jego musiały być niewinnemi, a ilekroć wypadło wielkiemu człowiekowi powiatu mówić o nich, przybierał minę pełną godności i poszanowania. Ale Marya nie rachowała się do ich rzędu; dla tego też zaledwie posłyszawszy o radzie familijnej i niespodziewanym opiekunie wdowy i dzieci samobójcy, pan Heliodor nie posiadał dość pio-