Strona:PL Waleria Marrené-Walka 133.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja też, wyrzekła, nie przyjechałam tutaj przedstawiać panu kwestyi prawnej lub zasięgać rady w tym względzie; przyjechałam, jako matka i opiekunka dzieci, odwołać się do serca i sumienia pana. Sam pan jesteś głową rodziny, niepodobna, byś nie zrozumiał smutnego położenia, w jakiem znalazłam się nagle.
— Nad położeniem pani boleję mocno, przerwał gospodarz domu tonem, którego chłód zaprzeczał wyraźnie wyrzeczonym słowom: ale to nic na bieg interesów wpływać nie może i nie powinno. Interesa pani a uczucia są to dwie odrębne rzeczy, których ludzie rozsądni nigdy nie mieszają.
Marya podniosła głowę.
— Być może, wyrzekła, iż pan masz słuszność w zasadzie; a jednakże materyalne sprawy są życiową kwestyą, mogą przywieść do rozpaczy.
Pan Heliodor słuchał jej nieporuszony, wprawdzie mówiła rzeczy znane każdemu, a tem samem nie potrzebujące potwierdzeń, ani zaprzeczeń.
— Naprzykład pan wystawiając na sprzedaż Zaciszną, przyprowadziłbyś dzieci moje do nędzy, bo mówiono mi, że w obecnych czasach majątki na licytacyi idą za bezcen.
Mówiąc to, złożyła ręce i spoglądała w twarz jego, gotowa gorącą prośbą poprzeć słowa swoje. Ale on odparł tylko:
— Sprzedaż przymusowa jest smutną ostatecznością; ja żądam tylko kapitału mego; na wydostanie go zmuszony byłem ponieść wiele kłopotów i kosztów, wszakże nie chcę nic nad to, co mi się słusznie należy.
— Ależ panie, tego kapitału ja nie mam.
— Racz pani przyznać, że to już nie jest moją winą.
Opowiedzi pana Heliodora były gładkie i mrożące jak ostrza stali; przecież kobieta nie mogła na nich poprzestać.
— Pan rozumujesz tak pięknie! zawołała z wybuchem.