Strona:PL Waleria Marrené-Walka 142.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Mówiła to z nieokreśloną pogardą, którą pan Heliodor więcej przeczuł niż zrozumiał.
— On nie podoba się tobie wcale, zawołał z rodzajem przerażenia.
Oktawia przygryzła wargi; nie było jej zamiarem wtajemniczać ojca w zamiary i sądy swoje.
— Nie troszcz się o to, proszę, wyrzekła z pewną miękkością, jakby chciała przerwać rozmowę i uspokoić go, nie uchylając wcale zasłony swego ducha.
— Ale przecież, pytał pan Heliodor, ja potrzebuję, ja chcę wiedzieć co ty myślisz.
Oktawia spojrzała na ojca i nieokreślony wyraz przemknął się w jej oczach.
— Jeśli we właściwym czasie, wyrzekła po chwili, uznam to za stosowne, zostanę żoną hrabiego Leona; wszak to wszystko co chciałeś wiedzieć, nie prawdaż ojcze? A teraz dobranoc.
I nie czekając więcej, wysunęła się z pokoju lekko i cicho, zostawiając go zdumionego tym spokojnym niepodległym charakterem, który tak niespodzianie objawił się w córce.
Jednak w swoim pokoju Oktawia nie zaraz udała się na spoczynek. Służąca rozplatała i układała na noc czarne jej włosy, a ona siedziała przed lustrem spoglądając na odbicie swej postaci. Była w tej chwili dziwnie piękna, strumienie hebanowych włosów wiły się i spadały kapryśnie na jej czoło, szyję, ramiona toczone, gładkie jak kość słoniowa.
Służąca uczesała ją wprawną ręką i stała za młodą panią czekając dalszych rozkazów. Ta skinęła, by się oddaliła; ale sen nie kleił jej powiek; wpatrywała się w lustro z jakimś nieokreślonym wyrazem dumy, tryumfu i tęsknoty, jak gdyby po za tem wyniosłem obejściem, po za tym szyderczym uśmiechem kryło się coś nieznanego zu-