Strona:PL Waleria Marrené-Walka 150.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Oktawia była czelną i śmiałą, jednak spuściła wzrok przed tem spojrzeniem.
— Dawałam ci tylko dobrą radę panno Jadwigo.
— To nie jest dobra rada, mówiła nauczycielka, przywiedziona do ostateczności, pani wiesz dobrze, że ja jej posłuchać nie jestem w stanie.
Było tyle szlachetnej prostoty w tych słowach zawierających niesformułowaną wymówkę, że Oktawia odczuła ją mimowolnie. Stało się zadość jej chęciom, zniweczyła tajemną radość biednej dziewczyny, zachwiała jej nadzieję, a jednak czuła się zwyciężoną i przez chwilę nie wiedziała co odpowiedzieć. Ale to trwało krótko; córka pana Heliodora posiadała w wysokim stopniu sztukę pokrywania swych wrażeń i uchylenia się od konsekwencyi słów własnych, bez których żadna towarzyska potęga obejść się nie może, dla tego odrzekła niedbale.
— Powiedziałam to bez żadnej myśli, alboż ja znam się na chorobach? alboż wiem jakie jest położenie tego młodego człowieka? uważałam tylko, że źle wygląda, zresztą, pani musisz o tem wszystkiem wiedzieć lepiej odemnie.
Położyła album i wyszła w ten sposób, jakby czuła się obrażoną odpowiedzią Jadwigi, może chciała by ją zatrzymano, może pragnęła dowiedzieć się coś więcej o Lucyanie, ale nauczycielka nie uczyniła tego, czuła ona po za słowami Oktawii coś draźniącego, pilno jej było pozostać sam na sam z listem, który zaledwie pobieżnie mogła przeczytać. Dopiero, gdy drzwi się zamknęły za dumną panną, wydobyła go i wlepiła oczy w to pismo ukochane; co każde słowo tchnące miłością i spokojną wiarą, z jaką on spotykał przeszkody i trudności życia, dodawało i jej odwagi, zacierało wspomnienie słów i spojrzeń okrutnych.
Zwyczajem swoim Lucyan mało pisał o sobie; nigdy żadna skarga, żaden zwrot osobisty nie wyszedł z pod jego pióra, więc śledziła pismo jego, czy nie zdradzało osłabienia lub drżącej ręki, pytała oczyma martwych liter o tego