Strona:PL Waleria Marrené-Walka 175.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

słów zamienionych między braćmi. Dla Jadwigi słowa te nie zawierały nic nowego; ale Oktawia dowiedziała się z nich po raz pierwszy o wielu rzeczach, o których nie miała najlżejszego wyobrażenia.
Dotąd nie zastanawiała się ona nigdy nad znaczeniem i przyczyną bogactwa, przywykła do majątku ojca i do ogólnego szacunku jaki wzbudza majątek, nie pomyślała zkąd on wziął się w jego rękach. Zdawało jej się, że ona Oktawia, z prawa powinna mieć dostatki, że była to rzecz przynależna jej koniecznie. Wieść że majątek ten mógł być źle nabytym, sprawiła jej nieokreśloną przykrość, ubodła dumę, czuła się upokorzoną w obec Jadwigi, a więcej jeszcze stokroć w oczach Lucyana; czuła, że w jego przekonaniu ona straciła coś, czego cała jej piękność i wszystkie dary, jakiemi jaśniała, pokryć nie mogły.
Ale tego wszystkiego ona pokazać nie chciała i w oczach Jadwigi starała się uzbroić puklerzem lodowatej wyższości tylko ręka jej trzymająca dłoń nauczycielki zaciskała się konwulsyjnie, a głos drżał gdy przemówiła:
— Wszak on panią chce widzieć nie prawdaż?
— A więc ja każę go tutaj wezwać, ja także mam kilka słów do powiedzenia panu Lucyanowi Ziembie.
Mówiła to z dziwną mieszaniną gniewu i wzruszenia. Co chciała mu powiedzieć, nie wiedziała dokładnie, ale miała nieprzepartą żądzę zostawienia w jego pamięci jakiegobądź wspomnienia, i nie czekając odpowiedzi, zadzwoniła, kazała podać światło i prosić go tutaj. Rozkazy jej wykonywano natychmiast, i wkrótce w drzwiach od biblioteki stanął Lucyan. Po raz drugi ci ludzie należący do wręcz przeciwnych światów i idei, znaleźli się razem; ale teraz on nie widział wcale Oktawii, dumna panna nie istniała dla niego w obec nauczycielki.
— Jadwigo! zawołał wyciągając do niej drżące ze wzruszenia ręce i obejmując ją spojrzeniem nieskończonej miłości.