Strona:PL Waleria Marrené-Walka 197.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ani zmienności; czyż człowiek wybrany przez Kazię mógł w zamian nie kochać jej szalenie? czyż mógł się wahać nawet pomiędzy nią a resztą świata? czyż Kazia nie była tem wszystkiem co istnieje najpiękniejszego i najlepszego pod słońcem?
Jawne odstępstwo hrabiego Leona ugodziło ją także w samo serce, a skryty smutek dziewczyny doprowadzał ją do rozpaczy.
Biedna matka wymyślała rozrywki za rozrywkami, bawiła i stroiła jedynaczkę, nie mogąc spędzić z jej ust smutnego uśmiechu, ani zapalić w oczach iskry prawdziwego wesela.
Zaczęła lękać się o jej zdrowie; w wieku i z usposobieniem Kazi nie cierpi się daremnie. Dziewczyna bladła i mizerniała, siny cień podkrążał jej oczy, a usta nieraz płonęły gorączką. Dla uspokojenia matki udawała wesołość; napróżno! Kazia nie umiała udawać; w jej wyrazistej twarzy wypisywały się widocznie walki i cierpienia.
W świetnym apartamencie przy Zielonym Placu panował smutek i przymus; były słowa, rzeczy, imiona, których dwie kobiety zarówno lękały się wymówić. Warszawa z gwarem i ruchem świata, w który się rzucały, była im nieznośną; ale do Rawina lękały się powrócić; samo wspomnienie tego miejsca, w którem serce jej bić zaczęło, było dla Kazi nieznośne. Zresztą ona dawniej tak swawolna, tak pełna zachceń i fantazyj, teraz zdawała się niczego nie pragnąć, zgadzała się na wszystko, przystawała z góry na każdy projekt matki. Ten symptomat wydawał się najgroźniejszym, świadcząc o jakimś zupełnem zabiciu moralnem tej ruchliwej indywidualności, o jakiejś kardynalnej zmianie dziejącej się w jej umyśle.
Pani Rawska była w śmiertelnej trwodze; na widok Maryi trwoga ta wybuchnęła, korzystała z chwilowego oddalenia się Kazi.
— I cóż? zapytała cicho, gwałtownie, jak ją znajdujesz?