Strona:PL Waleria Marrené-Walka 202.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nej kobiety, a zresztą obiecywał sobie nie spuszczać jej z oka, odsuwać innych kupców, i nie przebierając w środkach, dostać się do majątku, który miał mu posłużyć za szczebel do dalszych planów.
Gdy wyszedł postawiwszy układy na świetnej stopie, zostawił panią Rawską prawie zdecydowaną na odstąpienie wiele ze swoich żądań.
— Więc pani, spytała Marya, która była milczącym tej owej sceny świadkiem: chcesz na prawdę pozbyć się Rawina?
Matka Kazi westchnęła cicho.
— Jestem do tego zmuszona, szepnęła smutnie. W ostatnich latach dogadzając Kazi, zaciągałam długi; żeby je spłacić, trzebaby siedzieć na wsi spokojnie, a czyż ja mogę to uczynić z nią tak blizko hrabiego Leona?
— Ale jakież są życzenia Kazi?
Matka wzruszyła ramionami.
— Alboż ona ma życzenia? alboż ona teraz czego pragnie... Ona, tak swawolna i żywa niegdyś, to przeraża mnie najwięcej; gdyby płakała, gniewała się, rozpaczała, miałabym nadzieję, że to przejdzie, ale tak...
Miała słuszność: było coś strasznego w obojętności Kazi na wszystko bez wyjątku. Rana z powierzchni zabliźniona krwawiła się na wewnątrz; takie rany są najniebezpieczniejsze: Marya nie była w stanie jej pocieszyć.
— Wyjadę za granicę z nią, mówiła matka Kazi; ona jest tak młoda, tak wrażliwa, iż niepodobna, by przy nowem otoczeniu, wśród obcych ludzi nie zapomniała tej nieszczęsnej miłości. Radziłam się doktorów; wszyscy zgodzili się na jedno; przepisali zmianę miejsc, rozrywki.
— I pani sprzedasz Rawin panu Ziembie? wyrzekła nie wiedzieć czemu tknięta złem przeczuciem, jak gdyby nazwisko człowieka wmieszanego tak boleśnie w jej życie, było złowrogiem.
— Dla czegożby nie? W obecnych czasach o kupca