Strona:PL Waleria Marrené-Walka 203.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

jest trudno, a gdybym nawet mogła powrócić tam z Kazią grozi mi przymusowa sprzedaż, jeśli nie zdołam oddać w terminie summy Salickiemu.
Marya zamyśliła się; błyski rzeczywistości przeświecały chwilami w jej głowie.
— To rzecz dziwna, wyrzekła, że imiona tych dwóch ludzi tak ściśle są złączone, że wszędzie gdzie tylko jest materyalna troska, gdzie grozi nieszczęście i ruina, spotkać je można spiknięte na cudzą biedę.
Pociski losu oświeciły ją widać co do podstępów złej wiary; zaczynała własnym kosztem rozumieć to, co zwykle skrywane bywa tak starannie przed umysłem dzieci: przepaść dzielącą zazwyczaj słowa od czynów. Ale uwaga jej uszła pani Rawskiej.
— Zdaję mi się, odparła, iż jesteś niesprawiedliwą względem tego młodego człowieka, który ma odwagę dla przekonań swoich zerwać z tak możnym protektorem jak Salicki.
Marya nie odrzekła nic: słusznie lub niesłusznie, coś w niej opierało się wierze w cnoty Placyda; zdawało jej się, że w tak trudnych okolicznościach jak te, w jakich była Ziemba, mógł odegrać inną rolę, niż po niewczasie przyznać się do winy; instynkt prawości ostrzegał ją, że uczciwość chodzi innemi drogami.
— A ty cóż zamierzasz dalej? pytała stara kobieta, zwracając się od pilnych spraw swoich do położenia młodej wdowy.
Było to naturalne pytanie, a jednak Marya zarumieniła się gwałtownie; przypominało jej to fałszywość położenia, z którego wyjść było niepodobna.
Chiałabym pracować, odparła cicho.
Praca Maryi, była to rzecz należąca do owych pragnień, które wcale ziścić się nie mogą. Obarczona drobnemi dziećmi, nic nie umiejąc dokładnie, nie nawykła do prawdziwego zajęcia, podpadała z konieczności cudzej pomocy i miło-