Strona:PL Waleria Marrené-Walka 237.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tylko, mówił dalej przezorny Ziemba potrzeba mi to zapewnić formalnie.
— Daję panu moje słowo, odparł hrabia, przekonany, że tym sposobem usunie wszelkie wątpliwości agenta pana Heliodora.
Przecież to uroczyste zobowiązanie nie zdawało mu się dostatecznem.
— Słowo znaczy wiele, wyrzekł, dając mu przez grzeczność daleko większą wagę, niż miało w jego myśli ale...
Tu Ziemba zatrzymał się i patrzał w twarz hrabiego jakby chciał dać mu do zrozumienia, iż żądał czegoś więcej jeszcze.
Leon jednak okazał się pod tym względem bardzo drażliwy. Mógł on zrywać bezkarnie sercowe związki, mógł dla fantazyi lub pieniędzy porzucić narzeczoną, a starać się o inną kobietę, przecież miał pretensye, by pomimo to słowo jego uważane było za święte.
Jakto? zawołał zarumieniony oburzeniem: pan powątpiewasz o słowie mojem?
— Bynajmniej panie hrabio, pochwycił Placyd pokornie; ale interes to wielkiej wagi, radbym obwarować się przeciw wszystkim zawikłaniom przyszłości. Skarb jest znaczny, bardzo znaczny.
I mówiąc to podsuwał mu papier i pióro. Hrabia pomyśłał zapewne, że jakiś tam Placyd Ziemba nie był w możności go obrazić, bo uspokoił się po chwili i dał żądane zobowiązanie: jako w razie znalezienia ukrytego skarbu czwartą część jego oddaje Placydowi Ziembie.
Preliminarya były ukończono, należało teraz przystąpić do czynu.
Było w tem wszystkiem coś fantastycznego; ci dwaj ludzie zarówno pożądający bogactwa, którym miało ono spłynąć w jednej chwili i jak za dotknięciem różczki czarnoksięskiej przemienić ich dalej, ci dwaj ludzie lękali się za-