Strona:PL Waleria Marrené-Walka 248.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Dobił targu o Rawin, jednak rzecz ta trzymana była w takiej tajemnicy, że pan Heliodor nic nie wiedział o tym interesie; agent jego robił to na własną rękę. Ziemba nie bardzo się troszczył o przypadek, coby rzecz tę wydał przed właściwą porą; ułożył on sobie całe tłómaczenie, którem potrafiłby obałamucić wielkiego człowieka powiatu bo ten doszedł do tej doskonałości, że patrzał na wszystko jego oczyma.
Niespodzianie też i pan Salicki przyjechał do Warszawy; stało się to z powodu Oktawii, która postanowiwszy ważyć się na wszystko pod pozorem jakiegoś stroju wymogła na ojcu tę wycieczkę. Plany jej były śmiałe; Oktawia nie miała powodu wątpić o ich powodzeniu, a jednak jakiś głos wewnętrzny ostrzegał ją, że chociaż wszystkie prawdopodobieństwa były po jej stronie, miała do czynienia z potęgą nieprzepartą nieznaną jej wcale. Panna Salicka będąc w Warszawie, nie odnowiła żadnej z dawnych znajomości, nie oddała nikomu wizyty, ale korzystając z nieobecności ojca, ubrała się skromnie bardzo i zapuściwszy na twarz gęstą wualkę, kryjomo prawie wyszła z domu i skierowała się szybkim krokiem na ulicę Widok. Adres Lucyana znała widać dokładnie, bo nie zawahawszy się chwili, weszła na wschody w oficynie, i zadzwoniła do drzwi mieszkania, które zajmował z matką.
Jednak jakkolwiek skrycie wybierała się z domu, był ktoś, co śledził jej tajemnice i rzucając wszystkie inne sprawy, szedł za nią krok w krok przez ulice miasta.
Placyd domyślił się zapewne powodu jej przyjazdu, i użył całej swej zręczności, by na chwilę nie stracić jej z oczu. Jako zaufany agent jej ojca, w każdej chwili miał przystęp do domu, mógł swobodnie rozpytywać ludzi i roztoczyć koło młodej dziewczyny sieć niewidzialną. Znał on dobrze Oktawię, jednakże nie spodziewał się tak śmiałego kroku; widział młodość jej, ale nie pojmował, co ona tej młodości poświęcić była zdolna. Szedł za nią aż do drzwi