Strona:PL Waleria Marrené-Walka 288.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Oktawia słuchając go, stała się białą jak płótno; przecież nie zachwiała się, nie krzyknęła, nie zemdlała.
Wyłłómacz mi to mój ojcze, wyrzekła tylko przez zaciśnięte zęby.
Ta postawa córki dodała siły panu Salickiemu; zrozumiał, że ma do czynienia nie z roztkliwionem dzieckiem, ale z kobietą, mającą jasne pojęcia o życiu, i w krótkich słowach wyłożył jej żądania i położenie tego człowieka.
Oktawia słuchała go uważnie, tak uważnie, że żadna cyfra, żaden szczegół jej nie uszedł; oczy jej spoczywały nieruchomie utkwione w ziemię, a na gładkim czole przepływały fale myśli. W tej chwili ona ważyła swą przyszłość, szanse powodzenia i upadku, obliczała co jej nczynić wypada. Nie podzielała wcale tragicznego zapatrywania się ojca na ten przedmiot: Oktawia była dumną, ale nie miała przesądów, a Placyd właściciel Rawina wydawał jej się wcale innym człowiekiem, niż był dotąd.
Panna Salicka pomyślała słusznie, iż ten, który z niczego potrafił zrobić tak wielki majątek, potrafi powiększać go do nieskończoności; przyszłość więc, która roztaczała się przed nią, przedstawiała szerokie pole nizkim ambicyom pięknej panny: Straciwszy jedyną sercową nadzieję ze strony Lucyana, nie była tak dziecinną, by odrzucać partyę, która za lat kilka mogła być jedną z najświetniejszych w kraju.
Placyd znał ją dobrze, gdy w stanowczej rozmowie prosił, by się wstrzymała z ostatecznem słowem; teraz słowo to wypadało na jego korzyść. Wprawdzie Placyd był podwładny jej ojca, Placyd nie posiadał żadnego ze świetnych przymiotów, które młoda dziewczyna zazwyczaj marzy w narzeczonym; ale Oktawia nie była marzycielką, a realna wartość jego okupowała te niedobory. Zresztą ona zarówno jak ojciec lękała się majątkowego upadku, bo bez pieniędzy nie wyobrażała sobie wcale znośnego bytu; nawet w chwili gdy myślała oddać rękę Lucyanowi,