Strona:PL Waleria Marrené-Walka 289.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

jeśli kiedykolwiek myślała to na seryo, rachowała na część ojcowskiego majątku, który wydawał jej się nieprzebranym. Teraz groźby Ziemby przerażały ją niemal więcej niż ojca; znała go także dość, by wiedzieć, że groźby te bezzasadne nie były, a położenie panny bez posagu wydawało jej się tak strasznem, że aby go uniknąć, gotowa była na stokroć większą ofiarę.
Oktawia więc zgodziła się ze swoim losem łatwiej i szczerzej, niż to mógł przewidzieć Salicki. I słusznie. Ona z Placydem utworzyć mogła dobraną parę; ceniła w nim to właśnie, co inną kobietę napełniałoby wstrętem; duma jej była z rodzaju tych, co łatwo zamieniają się w nikczemność.
Gdy tak nowo-nabywca Rawina budował dalej swą przyszłość, w świetnym apartamencie pani Rawskiej było smutno bardzo, matka córka płakały po cichu, a po białem czole Kazi przesuwały się tłumnie nowe myśli i nowe uczucia. Nie była ona w stanie obliczyć strat majątkowych, jakie zrządziły jej niewczesne fantazye; czuła tylko że z nią dzieje się źle bardzo, że materyalnie i moralnie staczała się w jakąś przepaść bezdenną. Kazia miała wiele zdrowego rozsądku, ale kaprysy zepsutego dziecka ćmiły go zazwyczaj; nikt też nie był w stanie pokierować jej i dać zdrową radę, więc rządziła się instynktami tylko. Zobaczywszy płaczącą matkę, zbliżyła się do niej po cichu, objęła rękami jej głowę i przytuliła pałające usta do jej twarzy.
— Mamo! szepnęła, i cóż my poczniemy teraz?
Kazia kochała matkę, jednakże widząc ją płaczącą, najprzód pomyślała o sobie; ona tak przywykła być pierwszą zawsze i wszędzie, iż zdawało jej się to rzeczą najnaturalniejszą w świecie.
Pani Rawska otarła oczy i spojrzała smutnie na swoją jedynaczkę.
Uczynimy co ty będziesz chiała, moje dziecko. Pragnę-