Strona:PL Waleria Marrené-Walka 290.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

łaś jechać za granicę, teraz możemy to uczynić, możemy nawet osiąść gdzie w Szwajcaryi lub we Włoszech.
Ale dziewczyna słuchała jej kiwając główką, jakby to wszystko, co sama układała, przestało jej się podobać.
— Mamo! wyrzekła z wolna: chciałabym coś powiedzieć.
— Mów, Kaziu.
— Czy mama wie, że hrabia Leon znalazł w swoim pałacu skarby? pojechał do Paryża i porzucił pannę Oktawię?
Kazia zazwyczaj miała swoje wiadomości i to bardzo dokładne; ale matka jej wysłuchała tych słów ze zdziwieniem i trwogą. Pierwszy to raz wspominała dziewczyna imię ukochanego, pierwszy raz sama wszczęła o tem rozmowę.
— I cóż ztąd? spytała, patrząc na nią.
Kazia podniosła głowę, jej lica pałały, oczy zaświeciły dawnym wyrazem.
— Myślałam długo nad tem, odparła, i sądziłam, że ten człowiek nie wart jest żalu mego.
Miała słuszność. Ona sama w chwili zniecierpliwienia i gniewu odesłała mu pierścionek z nadzieją, że on zaraz przerażony przyjedzie do Warszawy; tymczasem stało się inaczej. Dziewczyna więc wymawiała sobie porywczość swoją, i wołała obwiniać siebie niż jego. Trzeba było aż nadzwyczajnych wypadków, by otworzyły się jej zaślepione oczy.
Matka spojrzała na nią ze łzami radości.
— Ja wiedziałam o tem dawno, wyrzekła.
— Wiedziałaś mamo? zawołała Kazia.
I umilkła nagle. Miała na ustach wymówkę, że matka nie ostrzegła jej, ale nie wypowiedziała tego; czuła, iż nie powinna wymawiać błędu popełnionego z miłości ku niej. Zamyśliła się więc, pochylając śliczną główkę.
— Mamo! wyrzekła, zmieniając przezmiot rozmowy: dla czego mamy z tąd wyjeżdżać?