Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/110

Ta strona została uwierzytelniona.

zawsze świętą będzie. Powiedz pan odemnie stryjowi, że dla niego nic się tutaj nie zmieniło.
Ale na te słowa prawnik z kolei podniósł na mnie wzrok zdumiony.
— Ależ pan nic zrozumiałeś mnie! — hrabia Juljusz zmarł bez testamentu.
— Rozumiem — odparłem zniecierpliwiony — ale cóż to mnie obchodzić może, mnie jedynego syna?
Tutaj widocznie nieświadomość moja czy brak pojęcia położenia, przyprowadziły mecenasa do ostateczności, bo zawołał z wybuchem, w którym prawnik zwyciężał człowieka.
— Bardzo dobrze! jeśli pan to udowodnić możesz; co do mnie, w takim razie będę prawdziwie szczęśliwym.
— Udowodnić co? — zapytałem zdumiony; bo myśl sama by ktoś mógł zaprzeczyć synowstwa mego, zdawała mi się tak bezsensowną, żem patrzał na człowieka który mówił do mnie, jak na warjata.
Ale on mówił dalej poważnie.
— Udowodnić prawa swoje do nazwiska i majątku ojca.
— Jakto? — zawołałem powstając śmiartelnie blady na te słowa, które zdawały mi się obelgą — pan śmiałbyś...
Nie mogłem skończyć. Niepohamowana południowa krew zagrała we mnie, i gotów byłem rzucić się na człowieka, który poważył się wymawiać ta-