Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/134

Ta strona została uwierzytelniona.

łem wszędzie i na każdej drodze złą rękę ludzi, którzy dla własnego bezpieczeństwa potrzebowali uniżyć moją głowę, zniweczyć działalność, i wepchnąć nazawsze nienawistnego bo skrzywdzonego człowieka, w przepaść upadku lub zapomnienia.
Próżno szukałem dla siebie zawodu; każdy potrzebował przygotowawczych lat nauki — a przez ten czas nieubłagana konieczność codziennego chleba wołała na mnie.
Są położenia, w których nauka jest niedostępnym zbytkiem. Nie starczyło mi na nią.
Zrazu kierowałem się na doktora; dwa lata nawet przy nadludzkich wysileniach, żyjąc chlebem i wodą, potrafiłem utrzymać się w uniwersytecie; ale poznałem że to nadaremnie. Systematyczne przeszkody stawały i mnożyły się przedemną na każdym kroku. Środki któremi zazwyczaj utrzymuje się w podobnych położeniach młodzież uboga, mnie wysuwały się z ręki jakby czarem. Hrabia Feliks chciał zmusić mnie do przyjęcia warunków swoich; hrabia Feliks lękał się dnia, w którym ja mógłbym wejść jako lekarz w arystokratyczne koła stolicy, i walczyć z nim na jego własnym gruncie. Nie mogłem zostać ani lekarzem, ani prawnikiem, ani osiągnąć żadnego położenia, któreby mogło stać się niebezpiecznem wrogowi memu.
Gdyby wówczas zemsta była jedynym bodźcem moim, byłbym przeklinał te zapory postawione na