Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/140

Ta strona została uwierzytelniona.

niż zwykle, wyszedł pewnym krokiem, i skierował się prosto do pałacu Horeckich.
Snać dobrze świadomy zwyczajów domowych, wszedł bocznemi drzwiami do apartamentów samego hrabiego, i zameldowany, natychmiast do obecności jego przypuszczonym został.
Hrabia Feliks zwyczajem swoim siedział na fotelu przed biórkiem, przeglądając papiery wówczas gdy nie miał ochoty odpowiadać, lub chciał dać sobie i komu czas do namysłu. Przy nim na maleńkim stoliku stała ranna czekolada. Widać jednak obecność Ciarkowskiego była mu nie na rękę; znać to było w przymuszonym protekcyjnym uśmiechu, jakim odpowiedział na ukłon jego, i w przymrużonych oczach, które z ukosa mierzyły nowo przybyłego, jakby chcąc wybadać z czem i po co przychodził.
Ciarkowski stał we drzwiach jak przystało na sługę, a jednak we wzroku jego paliło się coś, co niepodobało się hrabiemu, bo odwrócił śpiesznie twarz, i wyciągając rękę, poniósł do ust filiżankę z czekoladą. Widocznie pan hrabia miał jakieś nadzwyczajne względy dla byłego kamerdynera swego brata, bo nie okazał żadnym znakiem niezadowolenia swego. I owszem; po chwili w której zdawał się oczekiwać aż on głos zabierze, odezwał się łaskawie.