Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/150

Ta strona została uwierzytelniona.

chcąc w nich wyczytać przyzwolenie na propozycje swoje; a im bardziej twarz ta była nieporuszoną, tem więcej dodawał do czynionych ofiar. Gdy skończył, Ciarkowski jeszcze nadstawiał ucha jak lis w bajce.
— To rzecz bolesna, odparł po chwili — opuszczać znowu swój kraj, kiedy kto tyle co ja nawłóczył się po świecie; ale czegożbym nie uczynił dla dziecka!
— Więc przystajesz? — pytał hrabia z ukrytą radością.
Ale teraz Ciarkowski także przemówił otwarcie.
— To zależeć będzie od wysokości rocznego dochodu, i cyfry posagu mojej córki.
Tutaj zaczął się pomiędzy łotrem wielkiego i łotrem małego świata targ zajadły, hańbiący; targ ponawiany już nieraz, w którym hrabia opłacał hojnie poniżeniem powodzenia i dostatki swoje. Jakkolwiek Ciarkowski był panem położenia, jednak teraz żądał zawiele, a hrabia okazał się daleko twardszym niż tamten przewidywał. Związani raz wspólną zbrodnią, musieli dalej pomagać sobie wzajemnie, a silniejszy bezkarnie brał dla siebie lwią zdobycz.
Zaciskając zęby, Ciarkowski przyjąć musiał warunki hrabiego; ale uczucie nienawiści i zemsty wrzało w jego piersi zaledwie pohamowane korzyścią. Była to iskra, którą lada okoliczność w po-