Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/151

Ta strona została uwierzytelniona.

żar rozdmuchnąć miała. Myśl hrabiego wydalenia go z Europy, budziła w nim wściekłość — a jednak ją przyjął. On także czuł potrzebę zacząć nowe życie, uciec gdzieś daleko, może przed sumieniem, może przed tem widmem przeszłości, które czasem spotykał znienacka w osobie Kiljana.
Gdy po długich targach Ciarkowski wyszedł z pokoju hrabiego, ten ostatni odetchnął swobodnie. Obiecana ofiara pieniężna była znaczną; ale warunki któremi skrępował ex-kamerdynera, zapewniały mu w zamian spokój zupełny. Teraz, skoroby tylko weksel wypłacalny jedynie w Nowym Yorku uiszczonym został, mógł zapomnieć na zawsze o Ciarkowskim i jego Andzi. Hrabiemu zdało się, że już położył przestrzeń oceanu pomiędzy sobą a zbrodnią swoją.
Kamerdyner powolnym krokiem powrócił do siebie. Córka oczekiwała go z dreszczem trwogi i nadziei. Ta dziewczyna tak mało zaznała praktyczne życie, iż pomimo widocznego opuszczenia jej wierzyła Wilhelmowi, i kochała go owem namiętnem, bezrozumnem uczuciem, które opiera się zawodom i bolom, bo nie jest oparte ani na szacunku ani na prawdzie. Kochała go, bo był pięknym, dumnym, pogardliwym; najwięcej może wówczas gdy nie dbał o nią. Wyobrażając sobie że jest bohaterką romansu, wierzyła że jakiś zbieg nieprzewidzianych okoliczności, jakieś tajemnicze potęgi powrócą go