Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/157

Ta strona została uwierzytelniona.

dobiona herbami Horeckich; gdy zbliżali się do ołtarza, nie widzieli w ławce tuż przy nim siedzącej kobiety, która spiesznie za ich wejściem spuściła na oczy koronkową zasłonę — a jednak z po za niej śledziła ich z bijącem sercem, wytężonym wzrokiem. Byłato hrabianka Amelja. Dziwny traf zestawił tutaj tych dwoje ludzi, którzy razem młodzieńczą sielanką rozpoczęli życie. Była chwila w przeszłości, kiedy ich myśli, serca, pojęcia i pragnienia stały na równi, w której mogli kochać się i zharmonizować; a przecież któż dzisiaj spoglądając na nich, mógł temu uwierzyć? Fala życia uniosła ich w przeciwnych wprost kierunkach; a dziś, jaka zachodzić mogła styczność pomiędzy tą kobietą rozpieszczoną zbytkiem, fantazjami świata, podobną do kwiatu zasuszonego w zielniku, — a tym człowiekiem w całym rozwoju męzkiej piękności i siły? Dla niego ona była zaledwie zamierzchłem wspomnieniem, pamięcią pierwszego zawodu. Ale któż rozwikłać zdoła chaos uczuć, wrażeń i bolów, jakie widok jego zbudził w duchu Amelji!
Są błyskawicowe chwile, w których serce drzemiące, nieświadome siebie, ocknie się i zrozumie gwałtownie; są głuche bole jednem westchnieniem na jaw wydobyte; są istoty co nagle po latach niebytu budzą się do życia cierpieniem, i rozumieją z przerażającą jasnością przeszłość całą niepowrotnie minioną.