Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/162

Ta strona została uwierzytelniona.

łzy czyste jakie wylała w życiu. Pogrążona w marzeniach zapominała mijających godzin.
Tymczasem hrabina Horecka potrzebowała córki. Dziś właśnie były urodziny księżniczki Stefanji, i dzień cały miano spędzić razem w gronie rodzinnem, w jednej z pańskich rezydencij otaczających Warszawę, gdzie obecnie przemieszkiwała księżniczka. Hrabina niespokojnie spoglądała na zegarek, rachując ile godzin zabrać musi toaleta córki, i nasłuchując turkotu powozu. Czas upływał, a na majestatycznem obliczu hrabiny coraz wyraźniej znaczyła się niecierpliwość, rysując fałdy na gładko wymalowanem jej czole; bo z trudnością już tylko zdążyć mogła na naznaczoną godzinę — a miała skromny zwyczaj trzymać się zasady Ludwika XIVgo. Akuratność uważała; jak on, za jedyną grzeczność właściwą panującym. Spóźnieniem ubliżyłaby samej sobie.
Wreszcie nie mogąc doczekać się córki, zadzwoniła gwałtownie; we drzwiach ukazał się służący.
— Czy panna Amelja nie powróciła dotąd? — spytała.
Pokazało się, że Amelja oddawna już była u siebie.
Hrabina powstała żywo na tę wiadomość, chcąc przyśpieszyć ubieranie córki; ale jakież było jej zadziwienie, gdy spostrzegła pokój córki pusty!