Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/167

Ta strona została uwierzytelniona.

su słuchania jej majaczeń, jak je nazywała, zawróciła się majestatycznie i poszła ku pałacowi. Postępowanie Amelji przechodziło jej pojęcie; nie mogąc przełamać tego uporu udała się do męża, jak to czyniła jedynie w bardzo ważnych razach.
Hrabia był właśnie w najgorszym humorze. Upokarzająca scena z Ciarkowskim, wyczerpała szczupły zapas cierpliwości jakim obdarzyło go niebo. Widząc wchodzącą żonę przeczuł, iż znowu czeka go coś przykrego, i zaledwie pokrywając swą cierpkość zdawkową grzecznością, powitał ją czekając aż wytłumaczy ten krok niezwyczajny.
Jak łatwo się domyśleć, stosunki pomiędzy małżonkami nie były nigdy serdeczne; ale oboje wiedzieli co sobie są winni wzajem, i nie wymagając nic więcej, dopełniali ściśle obowiązków jakie wkładały na nich obyczaje świata. Zresztą w wielu rzeczach zgadzali się zupełnie, a żadne uczucie, żaden wybryk serca nie zamącił nigdy zimnej harmonji tego wzorowego stadła. Gdy chodziło o Amelję, poświęcono ją jednozgodnie; matka nie podniosła głosu za córką, nie zabolała nad jej przyszłością. Czyż od wieków córki szlachetnych rodzin nie powinny były ustępować miejsca braciom, którzy jedni świetność imienia utrzymać mogli? Zresztą, czyż Amelja odrzucając partje jakie jej się zdarzały, sama na swój los nie zasłużyła?