Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/179

Ta strona została uwierzytelniona.

Na domiar złego, Amelja miała malignę, a jej gorączkowe mowy mogły rzucić straszne światło na domowe tajemnice Horeckich. Imię Kiljana, to niezapomniane imię tak wstrętne dla ucha hrabiego, bezustannie było na jej ustach. Wymawiała je z trwogą, rozpaczą, miłością i żalem. Nic nie mogło na chwilę nawet przerwać biegu gorączkowych marzeń, wśród których wszystkie tajone jej uczucia wybuchały na jaw. Sam hrabia, który nigdy prawie nie zaglądał do pokoju córki, i jak żyje nie pilnował chorego, teraz uwiadomiony o majaczeniach córki, siedział godziny całe przy jej łóżku, blady, z zaciśniętemi ustami, chwytając jej wyrazy, śledząc wrażenie jakie na obecnych czyniły.
Widocznie Amelja wiedziała zawiele. Jakim sposobem mogła ona mówić o małżeństwie stryja, tej trapiącej zmorze snów hrabiego Feliksa? Cała choroba i poprzednie zachowanie się Amelji miało coś tajemniczego, a teraz nic nie mogło zamknąć tych ust spieczonych, nic zatrzymać tego biegu bezładnych myśli, któremi chora mogła zgubić rodzinę całą.
Lekarz, który był kiedyś przyjacielem hrabiego Juljusza, pozostał domowym lekarzem jego brata, i teraz wezwanym został do Amelji. I on także z dziwnem zajęciem śledził jej słowa, — i cała ta stara, zapomniana powieść rodzinna, znów powraca-